Moje pierwsze, demoscenowe party – Astrosyn 97

Chciałbym się z wami podzielić moimi wrażeniami z pierwszego, demoscenowego party na którym byłem. Minęło od tego wydarzenia już 15 lat i pamiętam jakby to było wczoraj :). Wiele zaskoczeń, wiele przygód i uśmiech od ucha do ucha.  O tym wszystkim tutaj przeczytacie. Jeśli ktoś chce podzielić się z czytelnikami tej strony swoimi wspomnieniami z „Pierwszego Party” powinien skontaktować się z nami poprzez formularz kontaktowy.

Przygotowania:

Zawsze chciałem jechać na prawdziwe demoscenowe party ale jakoś nigdy nie było okazji i możliwości. Wszystko się zmieniło gdy wybrałem się z moim bratem ciotecznym do kafejki P.D.I [ulica Nowogrodzka ?] i wpisałem tą o to komendę „/join #amisia”. Po kilku minutach chatowania parę osób chciało się ze mną spotkać w „realu”, bo jakoś wtedy się składało, że człowiek mieszkał w tak dużym mieście, a żadnych amigowców zbytnio nie znał, nie mówiąc już o ludziach z demosceny :). Ludzi których poznałem wtedy znam ich do dzisiaj, a to już tak dużo czasu minęło.

Jedna z nowo poznanych osób, czyli Lev, wpadł na ten sam pomysł co ja. Jedźmy na demoscene party!!! Rodzice gdy usłyszeli, że mam z kim jechać na imprezę i że ta osoba ma 18 lat, bez większych problemów mnie puścili. Ja za to miałem mnóstwo zmartwień, bo nie wiedziałem jak się do party przygotować. Człowiek miał jakieś wyobrażenie, bo czytałem mnóstwo raportów, ale nie do końca rozumiałem co kryje się np.: pod hasłem „sleeping room”. Przygotowałem się najlepiej jak mogłem i nawet zrobiłem pracę 3D wykonaną w programie Lightwave. Po prostu nie chciałem jechać z pustymi rękoma bo uważałem, że tak po prostu nie wypada i lamerstwo.

Podróż:

W drodze na party

Jestem spakowany, gotowy do wyjścia. Wraz z Lvem mieliśmy udać się na Dworzec Zachodni. Ułatwić nam to zadanie miał mój Ojciec, który zajął się logistyką. Moja Matka przeżywała to strasznie. W sumie wysyłała jedynego swego syna na drugi koniec Polski na jakiś zlot komputerowy. Gdy już miałem wychodzić, w ostatniej chwili właśnie Ona włożyła mi do ręki kasetę Video z moją animacją/teledyskiem i powiedziała coś w stylu „pokaż, może się komuś spodoba”

Gdy już pojawiliśmy się na Dworcu Zachodnim, zaczęliśmy szukać peronu. Gdy tak krążyliśmy po korytarzach, a uwierzcie mi, że wtedy ten dworzec wyglądał makabrycznie, podszedł do nas koleś [Radi] i spytał się czy jedziemy na Astrosyn.  Nie wiem co w nas musiało być, że wpadł na pomysł, że jedziemy na Demoscene Party, bo ani Ja, ani Lev byśmy nie wpadli, że On jedzie w to samo miejsce co my.

Wchodzimy do przedziału i trafiamy na demoscenę pecetową. Bardzo łatwo było ich poznać bo całe drzwi były wyklejone karteczkami z xywami. Ja też umieściłem swoją co było trochę bez sensu, bo i tak nikt mnie nie szukał w tym pociągu, bo mnie nikt nie znał. Jeszcze dobrze pociąg nie ruszył, a pojawił się koleś z hasłem „Piwo, jasne, ciemne, piwo…” Radi złożył zamówienie na butelkę wódki, która pojawiła się zgodnie z zamówieniem już  na Dworcu Centralnym gdzie dosiadły się kolejne kilka osoby. Łącznie było nas z 12 osób, bo kilku partyzantów wybrało miejsce do siedzenia na półce na bagaże. Można i tak. Jak raz wsiadł konduktor to nawet ich nie zauważył. Co do tej wódki to taka ciekawa sprawa. Niby zwykła butelka, a upiło się nią 10 osób co jest dość wyjątkowym wynikiem.

Relacje w przedziale były dość normalne. Ja i Lev, jako amigowcy, patrzyliśmy na demoscene pecetową jako na coś niespotykanego i egzotycznego, bo przecież prasa amigowa kreowała taki wizerunek, że ich nie miało prawa być. Tak to ja odbierałem. Oni patrzyli na nas na zasadzie „fanatycy starego komputera”. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że  w przedziale panowała grobowa atmosfera, po prostu my mieliśmy swoje poglądy, a oni swoje i te dyskusje o wyższości Amigi nad Pecetem też miały swój urok. Co jeszcze warte było odnotowania? Stacja „Gdańsk-Wrzeszcz”, która swoją nazwą spowodowała, że 3/4 pociągu zaczęło krzyczeć „Amiga Rulez”

Party:

Gdy już opłaciłem wejściówkę dostałem identa na którym musiałem wpisać swoją xywę i nazwa grupy. Z tym pierwszym nie było problemu, gorzej było z tym drugim. Nie pozostało mi nic innego jak wymyśleć coś na szybko. Tak powstało APS [Animation Profesional Studio], można się śmiać, ale było to lepsze niż nic i uważałem to za najlepsze możliwe rozwiązanie. Patrząc z perspektywy czasu, to Demoscena była strasznie hermetyczna w tamtym czasie.

partyzanci

Udałem się do najbliższej Amigi, gdzie inni pokazywali swoje prace 3D. Gdy zobaczyłem poziom prezentowanych tam prac stwierdziłem, że ze swoją nie będę się wychylał i kompromitował. No ale miałem jeszcze swoją kasetę VHS, którą zgłosiłem do Vhs-Demo Compo, jako „Underground by APS”. W ten o to sposób na dość niewygodne pytanie „co wystawiasz” miałem bardzo dobrą odpowiedź.

Pierwsze co usłyszałem na party to stwierdzenie, że „demoscena umiera”, że jest mało osób [około 700] i że to nie jest już undergound [cokolwiek to znaczy]. Na tym demoscenowym party poznałem mnóstwo osób: Gorzygę, Caro, Mdw, Azzaro i wielu wielu innych. Wszyscy byli dla mnie bardzo mili, a w szczególności chyba Azzaro…Ponad 24  h rozmów na temat Amigi i wszystkiego co z nią związane. Istny raj. Pamiętam, że grupa Commodorowców po skończeniu dema usiadła przy stole i zaczęła pić dopóki mogła. Trochę się temu dziwiłem, bo taka fajna impreza i zamiast rozmawiać i powiększać swoje umiejętności oni woleli pić do nieprzytomności….. :)

Party Place + sleeping room

Na party dojechał mój brat cioteczny Norm,  który śledząc jadącą karetkę na sygnale znalazł party place. Chyba ktoś podczas crazy compo złamał rękę.  Gdy już wkroczył na party poinformowałem go o nowo powstałej grupie w której obowiązkowo jest. Czekając na compoty zajmowałem się zwiedzaniem komputerów i zgrywaniem stuffu. Niby człowiek miał jakiś tam internet, a niedaleko od siebie największą giełdę komputerową, ale to co demoscenowcy mieli na swoich dyskach było tak niesamowite, że zacząłem się martwić czy aby na pewno mam odpowiedniej wielkości dysk. Lev nic zgrać nie mógł, bo jego dysku nie dawało się w żaden sposób podłączyć z drugim dyskiem w Amidze.

Przed Vhs-Demo compo wypiłem chyba z 3 piwa, bo tak się denerwowałem. Bałem się mega kompromitacji. A ku mojemu największemu zaskoczeniu mój teledysk się spodobał i nawet jakieś tam brawa dostał. Najgorsze było za mną.

Ogłoszenie wyników, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo zdobyłem pierwsze miejsce. Dostałem wiadro nagród: kasę [dość sporo], jakiś sprzęt, gry. Byłem dość mocno zaskoczony tym jak się sprawy potoczyły.

Powrót:

Jakoś tak się zdarzyło, że z party wracałem tylko ja i Lev do Warszawy. Gdy już tak szliśmy po nie przespanych dwóch nocach [bo kto by tam spał] na naszej drodze pojawił się dworzec kolejowy w Koszalinie. Mieliśmy do wyboru, albo dotrzeć do niego przejściem podziemnym, albo trawnikiem. Wybraliśmy to drugie, co spowodowało bardzo szybką interwencję Policji, która chyba myślała, że uciekliśmy z domu bo nasze tłumaczenia, że jesteśmy zmęczeni i że wracamy z Astrosyna nie przekonywały ich zbytnio.

Z racji tego, że wyjeżdżałem z Koszalina  z większą ilością gotówki niż miałem przed wyjazdem, postanowiłem z Lvem, że będziemy wracać I-klasa „na bogato”.

Gdy dotarłem do domu moi rodzice byli zszokowani – uśmiechnięty od ucha do ucha, opowiadający nie stworzone rzeczy i do tego z dodatkową kasą i sprzętem.  Chyba wiedzieli wtedy, że to nie był mój ostatni wyjazd.

Podsumowanie:

Czasami pyta się różnych ludzi, czemu skaczą na bunge albo na spadochronie. Oni wtedy odpowiadają, że raz skoczyli i nie wyobrażają sobie innego życia. Podobnie mogę odpowiedzieć czemu do tej pory jeżdżę na demoscenowe party i staram się nadal być aktywny. Raz pojechałem i się zakochałem. Tak moje życie się zmieniło. Niech nikt nie pomyśli, że tego żałuje, wręcz przeciwnie. Demoscena to wspaniali ludzie i przygoda, która trwa do tej pory. Wiadomo bywało raz lepiej raz gorzej, ale generalny bilans jest jak najbardziej na plus. A to co najlepsze – na swoje pierwsze party pojechałem trochę przez przypadek. Było warto!!!

Z perspektywy czasu, żałuje, że nie pojechałem na pierwsze demoscenowe party o wiele wcześniej, ale nie miałem takiej możliwości. Żałuję, bo właśnie wtedy Amiga, i wszystko co z nią związane, było naprawdę RULEZ. Rok później już wszystko miało tendencje spadkową.

Ps. Ostatnio znalazłem, nigdzie wcześniej nie publikowane, zdjęcia z tego party. Jak tylko je zeskanuję to wrzucę do sieci i dam wam znać gdzie je można znaleźć :).

5 komentarzy Moje pierwsze, demoscenowe party – Astrosyn 97

Leave a Reply